Czasami aż trudno uwierzyć, że wiadomości, które do nas trafiają, nie są częścią hollywoodzkiego scenariusza. 
Zaczęło się od tego, że tvn24 ogłosiła, iż Krzysztof Kolumb był najprawdopodobniej Polakiem. Właściwie nie Kolumb a Kolumbowicz. Niejaki Manuel Rosa, wykładowca akademicki z USA, opublikował książę wieńczącą jego 20 letnie badania i dowodzi w niej, że ów Kolumbowicz był synem króla Władysława III. Obecnie naukowiec próbuje zdobyć materiał DNA króla w celach porównawczych. Internauci już okrzykują Amerykę kolonią polską i żądają zniesienia wiz. Ba, jeśli Kolumb był Polakiem to zdecydowanie jestem za!

Potem tzw. cabelgate znane w naszych kręgach jako dyplomatyczny przeciek Wikileaks. "Ostatni sprawiedliwy" o intrygującym nazwisku Assange, tajne depesze dyplomatyczne, których ujawnienie miało spowodować dyplomatyczne trzęsienie ziemi, nagły atak hakerów na portal publikujące owe depesze... Brakuje w tym obrazku seksownej, długonogiej blondynki z pistoletem w ręku i mamy kandydata do Oscara! No prawie kandydata, bo przeciek nie spowodował chyba takiego trzęsienia jakiego oczekiwano (pan Assange musi wyciągać kolejne "asy z rękawa" i już zapowiada ujawnienie informacji mających pogrążyć duży bank). Przywódcy państw w sposób godny naśladowania wzajemnie się wspierają i żałują Amerykanów, zapewniając, że "nic się nie stało". Autorzy bądź zleceniodawcy depesz robią dobre miny do zlej gry i jakoś nic się wielce nie zmieniło. Póki co, bo jak tak dalej pójdzie to polscy dziennikarze jakąś sensację wywęszą i swoimi analizami i komentarzami podawanymi na antenie 24h nakręcą machinę. Przyznać jednak trzeba, że treść depesz jest... zastanawiająca. I dla mnie ukazuje "ludzką twarz" administracji różnych państw.

No a dziś, hollywoodzki scenariusz dopełniony został informacją o tym, że NASA zwołuje na 2 grudnia konferencję prasową poświęconą odkryciu w zakresie astrobiologii... Smaczku dodaje fakt, że niejaki Science Journal został zobligowany do zachowania posiadanych informacji dotyczących tego odkrycia do chwili rozpoczęcia konferencji. Ludzie, oznacza to nic innego jak to, że NASA odkryła kosmitów.

To ja zatem ubieram uśmiech numer 10 i idę szukać tej ukrytej kamery, która rejestruje reakcje przedstawicieli naszego gatunku na powyższe rewelacje.

A na marginesie, wyobrażam sobie poruszenie, jakie musi mieć teraz miejsce w społeczności nowo odkrytych "kosmitów".  No co, jak scenariusz z Hollywood to na całego, nie?

Niesamowity blog - warto zajrzeć!


Etykiety: , 0 myśli | edit post
Przerwy na kawę przestały istnieć. Młode doniośle manifestują swoją "dorosłość" i albo śpią chwilkę w dzień a potem mam bal do północy, albo nie śpią w dzień... a potem mamy bal do północy...
Skoro więc nie ma czasu na pisanie bloga (o innym pisaniu nie wspomnę), czas na "przyspieszonego bloga", co to się zwie Twitter.
Konto na Twitterze mamy od dawna i od dawna go nie używamy. A teraz mnie tak naszło... Zmieniłam nazwę użytkownika, bo nie zamierzam ćwierkać w imieniu rodziny (niech sobie swoje konta założą ;)), podczepiłam się do kont tzw. celebrities (ludzie, to jest przerażające, że tak nagle można zacząć na bieżąco "czytać w myślach" ludzi z ekranu i dosłownie śledzić ich ruchy!) i teraz dumam nie tylko o tym, co mam wyćwierkać w sieci, ale też w jakim języku ćwierkać...
A jeśli ktoś się zastanawia, co mi odbiło i czy rzeczywiście jestem takim emocjonalnym ekshibicjonistą to wyjaśniam: tak, ja zwyczajnie MUSZĘ mieć możliwość ćwierkania - NAWET BEZ ŁADU I SKŁADU - bo inaczej wybuchnę! Jestem doskonałym przykładem na wybuchową mieszankę "genów wstępnych" i mając na uwadze dobro "genów zstępnych" MUSZĘ mieć wentyl.
No, to sobie poćwierkałam na bloggerze. A teraz - kto chętny - niech zajrzy na twittera. To zwariowane miejsce  w sieci!

Follow PorankowaMama on Twitter
Etykiety: , 0 myśli | edit post
Kopiowanie, przetwarzanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie zdjęć oraz treści zawartych w blogu "Z notatnika Porankowej Mamy" bez zgody autora jest zabronione i stanowi naruszenie praw autorskich (podstawa: Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83)