Po dłuższym zastanowieniu i analizie wielu dyskusji w mediach wszelkiej maści, doszłam do wniosku, że jestem wyrodną matką, bo (i to nie jest przytyk w stronę nikogo, tylko tak sobie myślę):
- szczepię swoje dzieci,
- nie uważam, że posłanie sześciolatki do pierwszej klasy będzie dla niej traumatyczne,
- nie udzielam się w stowarzyszeniach rodziców wojujących przeciw reformie szkolnictwa,
- moje dzieci są wierzące i praktykujące - bo im tak narzuciliśmy,
- nie przekułam uszu swoim córkom, gdy miały pół roku,
- robiło mi się mdło (i nadal robi) na widok koloru pudrowo-różowego,
- nie latam z dziećmi na pogotowie z powodu gorączki 38,5 ani kataru, ani kaszlu - właściwie na pomocy wieczorowej byliśmy tylko ze Starszą dwukrotnie w jej sześcioletnim życiu...
- co więcej, nie latam z dziećmi do lekarza za każdym razem jak mają gorączkę 38,5
- nie ocham ani acham nad każdą wysypką,
- nie wyprawiłam dotąd ani jednego kinderbalu,
- nie chadzam regularnie na zadaszone place zabaw,
- moje córki nie mają w szafie sukni balowej ani setek błyszczących bucików,
- moje córki nie mają w szafie kombinezonu zimowego - bo nie lubią być jak Pi i Sigma,
- pod spodnie ubieram dzieciom rajstopy tylko przy mrozie większym niż odczuwalne -8 -10,
- nie kąpałam dziecka w wiadrze,
- nie nosiłam dziecka w chuście,
- nie używałam pieluszek ekologicznych wielorazowego użytku,
- nie mam konta w banku krwi pępowinowej,
- nie biegam z córkami na zajęcia pozalekcyjne - młode chodzą na taniec i jeden "sport" w ramach oferty przedszkola,
- co więcej, nie zamierzam zapisać młodych na więcej niż jedno zajęcie dodatkowe, gdy pójdą do szkoły,
- moje córki nie uczą się języka angielskiego na dodatkowych lekcjach,
- nie mam kupionego karnetu na basen od urodzenia,
- zdarza mi się przeklinać przy dzieciach i zdarza się, że moje Glorie przeklną, gdy się wkurzą,
- zdarza mi się powiedzieć "młoda, jesteś histeryczka, weź się uspokój" i nie widzę w tym nic złego,
- nie wychodziłam z dziećmi codziennie na spacery nawet gdy były niemowlakami,
- nie przestrzegałam sztywno zaleceń dietetyków odnośnie diety dziecka do lat 3 i potem,
- moja półroczna córka ciamkała białą kiełbasę, a Starsza pierwszy posiłek słoiczkowy zeżarła w ilości całego słoika,
- nie biegałam i nie biegam na targ ekologiczny po kurczaka, indyka, nutrię czy królika ani warzywa i owoce,
- zdarza się, że moje dzieci nie zjedzą w ciągu dnia ani kawałka owocu,
- pozwalam jeść dzieciom słodycze - nawet codziennie,
- młode mają w biurkach pochowane słodycze (potajemnie, ale i tak wiem),
- nie przykładam uwagi do tego, żeby każdy posiłek był zbilansowany i mega zdrowy,
- zdarza mi się powiedzieć sześciolatce "młoda, nie chce mi się wstać, weź jogurt z lodówki - śniadanie będzie za godzinę",
- nie wzdycham nad każdym przecięciem, uderzeniem, siniakiem itp.,
- nie udzielam się na forach dla mam - ba, nie cierpię takich miejsc,
- nie jestem "mamą z piaskownicy",
- nie wycieram zabawek dzieci ścierkami bakteriobójczymi,
- nie wyparzam wszystkiego w kuchni,
- moje córki posługują się sztućcami metalowymi (w sensie nóż i widelec) od pierwszego roku życia,
- karmię dzieci rybami z ością - jedzą dwoma widelcami!,
- nie bawię się z dziećmi godzinami,
- nie muszę patrzeć na swoje dzieci przez 24/7 - mogę być w kuchni, a one w pokoju,
- pozwalam dzieciom bawić się na moim laptopie,
- pozwalam dzieciom oglądać telewizję i pełnometrażowe bajki,
- nie pozwalam oglądać Monster High, Hanna Montana ani Winx - nawet jeśli wszystkie koleżanki oglądają, wszystkie koleżanki znają, wszystkie koleżanki mają gadżety,
- maluję dzieciom paznokcie od wielkiego święta,
- nie pozwalam w pomalowanych paznokciach chodzić do przedszkola,
- moje córki nie chodzą na narty, snowboard, nie jeżdżą na łyżwach,
- w rozmowach z dziećmi nie ma tematów tabu - wiedzą, kto to terrorysta, że ludzie się zabijają, że zdarzają się wypadki, że świat jest czasem porąbany i że dzieci też są krzywdzone
- w rozmowach z dziećmi nie ma tematów "za mądrych",
- a na koniec najgorsze: wkurza mnie straszliwie stwierdzenie "nie wyobrażam sobie życia bez moich dzieci" - bo ja doskonale sobie wyobrażam; doskonale wiem, jakby wyglądało, gdyby dzieci nie było; wiem, co poświęciłam - bo jak się powie A to trzeba alfabet dokończyć; widzę świat poza dziećmi i mam plan na życie, jak młode dorosną.
Listę mogłabym kontynuować ile wlezie. Tylko po co się dołować?
Prześlij komentarz